Są czujni i sprytni, więc potrafią wykorzystać najmniejszy moment nieuwagi sędziego. Chętnie podejmują ryzyko, choć zdają sobie sprawę, że jeżeli zostaną przyłapani na oszustwie, zobaczą żółtą kartkę.,Jeżeli jednak zakręcą arbitrem, zyski dla drużyny są spore – rzut wolny sprzed linii pola karnego, a nawet jedenastka. Wszyscy są generalnie zgodni: taką wersję boiskowego cwaniactwa trzeba bezwzględnie tępić.,O tym problemie mówi się od dawna, ale nikt jeszcze nie wpadł na pomysł, jak go skutecznie rozwiązać., Miniona ligowa kolejka znowu wywołała burzliwą dyskusję, bo znowu mieliśmy kilka kontrowersyjnych sytuacji, które nie wypaczyły wyników meczu tylko dlatego, że tym razem sędziowie nie dali się nabrać. A przecież zmodyfikowane pięć lat temu przepisy gry brzmią jednoznacznie: każda próba wymuszenia decyzji sędziego niezależnie od miejsca, w którym doszło do przewinienia, powinna kończyć się karą żółtej kartki. Zanim przepis został uchwalony, FIFA i UEFA rozważały nawet karę usunięcia z boiska symulującego piłkarza, co tylko pokazuje determinację międzynarodowych władz w walce ze stadionowymi cwaniakami.,Tymczasem najlepsi w tej sztuce osiągają poziom perfekcji. Gdyby nie możliwość analizy powtórek telewizyjnych, do końca życia mogliby głosić, że to oni mają rację., Patronem naszych ligowych naciągaczy jest ,Miroslav Radović,, który efektowne nurkowanie i jaskółki stosuje od dawna i to nie tylko w okolicach pola karnego. Legionista w tym procederze jest tak powszechnie znany, że sędziowie niechętnie sięgają po gwizdek nawet wtedy, gdy jest naprawdę faulowany.,Ale to nie serbski pomocnik zaszedł sędziom za skórę w minionej kolejce. W pierwszej połowie meczu Śląsk – Górnik (1:1) rzut karny próbował wymusić ,Marek Gancarczyk,, którego w polu karnym zatrzymał ,Michał Pazdan. ,Sędzia ,Tomasz Mikulski, nie tylko że nie podyktował jedenastki, a jeszcze ukarał żółtą kartką pomocnika Śląska. Oglądając spotkanie z wysokości trybun można było mieć wrażenie, że arbiter skrzywdził wrocławian, lecz z zapisu wideo niezbicie wynika, że podjął słuszną decyzję.,Jeszcze bardziej czujny musiał być ,Hubert Siejewicz, ,który prowadził mecz Lechia – PGE GKS (1:2). Rolę negatywnego bohatera wziął na siebie, Jakub Zabłocki,, który dwukrotnie przewracał się w polu karnym (po starciach z ,Edwardem Cecotem, i bramkarzem, Łukaszem Sapelą,) i za każdym razem oczekiwał jedenastki, ale sędzia nie dał się zwieść. W innej sytuacji napastnik Lechii w opanowaniu piłki pomógł sobie ręką, ale i wtedy arbiter miał oczy szeroko otwarte, odgwizdując przewinienie. Co ciekawe, po żadnym z tych zdarzeń nie sięgnął po żółty kartonik.,Antoni Bugajski,