,…wyjść bardzo skoncentrowani i realizować założenia taktyczne, które nakreśliliśmy sobie w szatni. Dziękuję bardzo, panie redaktorze. Tak, oczywiście, po meczu jak najchętniej, do zobaczenia, do zobaczenia… Najchętniej to już ty sam wiesz, co bym ci wyrwał! ”Pucharowe ambicje, A-klasowe możliwości”! Od okręgówki ci tego nie mogę zapomnieć, zresztą ty też nie w ”Timesie” wtedy pisałeś. Co to było: ”Wieści Gminne”? ”Głos Wójta”? A teraz proszę bardzo – kamery, światło i dźwięk, ę i ą,i nawet wiesz, że mikrofon to zielonym do góry…, , ,Gotowi, riebiata? No to na boisko i skopcie ich dzisiaj. Jedziemy z nimi do kółka! Krzysiek, pamiętaj o lewej stronie, rozciągaj grę, częste przerzuty, szybka piłka, żyjemy, szukamy gry, szukamy pozycji! Z Ponbóckiem, dzieci! Szukamy… Żeby nie napisy ”wyjście” nad bramą, to byście szesnaste okrążenie po rozgrzewce robili z płaczem, że chcecie do szatni. Z kim ja muszę pracować, kogo oni mi kupili…, , Jak to ”ile do końca”? Osiemdziesiąt dziewięć minut do końca! Jeszcze, cholera, piłki nie dotknął, a już o czas pyta. Tym masz grać, a nie na zegarek patrzeć. Grać masz! GRAĆ! Nie, nie ojciec! Jaki ojciec, szlag mnie zaraz trafi z tym… Marek, dawaj bidon! Spokojnie, tylko spokojnie, nie wolno mi się denerwować… Ommm… ommm…, , Dobrze! Wyjdź mu! Wyjdź mu na pozycję! A ty go asekuruj! Asekuruj! A-SE-KUrrrrr… Zastąp go! Idź na jego pozycję! Cztery miesiące treningów, dwa zgrupowania, odprawa, zajęcia indywidualne – lamę bym nauczył asekuracji, choćby w odruchu warunkowym, a ten geniusz nie jest w stanie przyswoić… A teraz wracaj na swoją! No wracaj, bo on już wrócił! Nie, on nie może na twoją! Ja też już nie mogę! Kwadrans meczu, a ja się już na ojom kwalifikuję…, , Bez faulu! Bez faulu! Auć, to musiało zaboleć… Ale za co kartka? Eno, panie sędzio, przecież tak nie można! Szanujmy swoją pracę, przecież to jest męska gra! Pan zobaczy, zniosą go, zamrożą, rozmasują i za pięć minut wróci na boisko, symulant jeden. Ale gdzie tam w kolano, przecież nawet go nie dotknął, pan się zapyta bocznego. I jeszcze gra na czas! Przecież jak mu krew z kolana leci, to powinien już dawno być opatrywany za linią, pan powie głównemu, że ja cały czas patrzę na zegarek! Każdą sekundę mu potem wypomnę! Marek, dawaj bidon…, , Tak? Tak? A jak naszego kosili, to pan nie widział, tak? Okulary panu pożyczyć może? Paluszkiem pokazać? Przecież to się kwalifikowało na czerwoną! Niewspółmiernie od tyłu na wychodzącego, pan zobaczy sobie potem w telewizji, to pan potem będzie przepraszał! Paaanie, a co mi pan tu będzie, co pan mnie uspokaja? Jestem spokojny, tylko znieść nie mogę… Dobra, dobra, idź pan lepiej tablicy pilnuj, jak ja tu z głównym rozmawiam., , Siódemki pilnuj! Ej, siódemka wolna! Sióde… No? Mówiłem? Mówiłem, żeby pilnować? Mam to wam rysować? Marek, dawaj bidon…. Przecież rysowałem! Tysiąc razy – przy wolnym kryjemy strefą, a skrzydłowi… Tak sobie dać strzelić – jak dzieci zupełnie. Gorzej! Jak Lence rysowałem serduszka na kółkach to rozumiała od razu, choć ma tylko rok, a tu stare konie, połowa z maturą, a dwóch kółek i dwóch strzałek nie są w stanie przyswoić. Wiesz, Marek, że tych trzech to jeszcze ciągle pcha się do szatni gości przed meczem? ”Sam trener mówił na treningu, że jestem gość”. I jak człowiek patrzy w te oczka pełne dosłowności, to, normalnie, opad wszystkiego z deszczem włącznie., , Przesuń! Przesuń! I linię trzymaj! I wyjazd teraz! Ale z piłką, na litość boską! Marek, dawaj bidon! Nie wiem, gdzieś się zapodział… O, tam leży, koło tunelu, ale się zapaćkał trochę, daj następny. Kurczę, melisanę zacznę do niego wlewać czy jakiś inny brom, bo mnie przecież niedługo wyniosą z tych… Jaki spalony? Gdzie spalony! Panie sędzio, przepisy trzeba czytać! Taka okazja, taka setka, i spalony? Spalony jest wtedy, kiedy piłka… kiedy zawodnik… Nie było spalonego, w linii byli, niech mi pan tu nie macha chorągiewką! Nie krzyczę na pana! Przecież jestem w strefie technicznej! Słucham?… Dobrze, już wracam do swojej! Spalony…. Ty byś spalonego nie poznał, nawet jakby cię… Oj, weź się odczep, Marek, już jestem spokojny. Bidon daj. Gdzie? Aha, tam… Czego? Czego? Spokojny jestem, tylko po bidon idę, bo zostawiłem! Oj, nie zawracaj pan głowy, patrz pan lepiej na boisko…, , Spokojnie rozegraj! Rozejrzyj się! Halo?… A, dzień dobry, dzień dobry, witam szanownego pana prezesa. Panie prezesie, ale to nie jest najlepsza… Ale… Dobrze, tylko…. Ale panie…. Ale… Tylko, że… Ja wszystko rozumiem, panie preze… Ale… Tak, panie prezesie… Rozumiem. Tak. Tak. Moje uszano… Co? Prezes dzwonił. Jak zwykle: czemu nie gra Iksiński, czemu gra Igrekowski, czy wiem, ile go to wszystko kosztowało i czy myślę, że jestem niezastąpiony. Normalka., , Idziesz, idziesz! Dobrze! Sam! Saaaam! Jeeeeeeeee…zusmaria, jak można było tego nie trafić? No, jak można było tego nie trafić? Taka akcja, idealnie według rysunku, robaczki moje, kruszynki, dokładnie tak, jak wam tatuś rysował kolorkami, akcja cymesik taki, pączuszek i malinka, a ten jełop w bramkę nie trafia! Za to mnie teraz trafia i to podwójnie! Widziałeś, co on zrobił? Widziałeś? Każdy by to strzelił, w przedszkolu tego uczą, co ja mówię – nie uczą, bo to każdy potrafi już w żłobku, dwa metry i pusta bramka, Marek, co ci jest, czemu jesteś siny? Co? Nie rozumiem… Oj, dobra, już dobra, już puszczam, nie musisz tak charczeć., , Dobra, idźcie, ja tu jeszcze chwilę z głównym… Nie, ja tylko na momencik, panie sędzio, słóweczko i już mnie nie ma, żadnych nacisków, żadnych uwag, tylko w tej trzydziestej minucie, no, szanujmy się panie sędzio, przecież to ślepy by zobaczył. Ale jaka korzyść, jak on go po achillesach, panie sędzio, przecież to było brutalne… Żadne tam o piłkę, przecież on mu tak zajechał, pan popatrzy, i tak mu wtedy i tutaj… O, rany nie chciałem. Nie, naprawdę nie chciałem, ja tylko żeby tak unaocznić, no chyba pan sędzia nie myśli… Panie Stasiu, pan poda zamrażacz, ale tak galopkiem. Już? Podmucham może jeszcze, nie będzie bolało? No, naprawdę nie chciałem. A pan niech się nie śmieje! Spalony się panu przyśnił, jak pan wtedy tak chorągiewką machnął… O, święta Łucjo z Syrakuz, nie chciałem! Naprawdę niechcący Boli oko? Nie no, przepraszam, ja tylko… Dobrze już sobie idę, już mnie nie ma. Na ile? Na dwadzieścia pięć metrów? Słowo, naprawdę. Tak, będę grzeczny, obiecuję. Tak wiem, że ostatni raz…, , Iksiński wchodzi, Ygrekowski schodzi. Bo tak! Bo ja tak mówię! Dobra, dobra, niech ci będzie: bo prezes tak mówi. O, gieroj się znalazł. To teraz jeszcze pójdź do mojej żony i powiedz, że jesteś gieroj, więc premii na święta nie będzie. I do swojej też pójdź. Zbledliśmy, co? No to proszę przygotować zmianę i bez dyskusji. Panowie, gramy prościej. Żadne tam szmaragdy, diamenty, fundamenty – trójkącik. Zwykły, przaśny trójkąt: ”ja do ciebie, ty do niego, on do mnie”. Rozumiemy? A potem przerzut, dzida, Sławek trafia i mamy remis. Do bramki trafia. Bramki. Bramka, rozumiesz. Tak, brawo Sławuś! Mój ty geniuszu… Bramka to to, w czym stoi… Nie, Sławuś, nie – selekcjoner stoi przy ławce, a w bramce stoi bramkarz. Jak selekcjoner na bramce? W którym klubie? ”Monsieur”? A w której lidze oni grają? Nieważne… My jesteśmy Klub Sportowy Tęcza i tu na bramce stoi bramkarz. Tam trafiamy. I trójkąt. Ja do ciebie, ty do niego, on do mnie. Trójkąt. Dajemy! Żyjemy!, , Marek, daj bidon. Nie tamten jest zepsuty. Dziurę ma z boku taką i przecieka. No, wtedy przy tym wolnym… chyba jednak przegryzłem na wylot. Faul! Faul był! Kartka! No jak można być tak ślepym, nie mogę! Nie mogę! Dwa metry od niego się kopią, a ten nie widzi! Apopleksji zaraz dostanę, wysypki jakiejś… A temu co znowu się stało? No, dajcie spokój, żeby na ławce rezerwowych taką kontuzję złapać? Na siedząco? W co on tym czołem przydzwonił?… Ja?… Przecież ja stoję dziesięć metrów od… Yyy… No to nie mogłeś się zasłonić? Człowieku, przecież jak ty się przed bidonem nie umiesz uchylić, to jak chcesz przeżyć na boisku? Ty wiesz, z jaką prędkością piłka lata? Dobra, dobra, nie mówmy już o tym., , No teraz do przodu! No, dzida! Do kogo, no do kogo… Dobrze, odbierz! I do przodu! Trójkąt! Trójkąt! On do ciebie, ty do mnie! Ja do niego, on do ciebie, ty do mnie! Podaj! Podaj! Podaaaa…, , Odejdź. Nie wstanę. Nie, nie wstanę, tak będę siedział. To przemoknę, mam to w nosie. Widziałeś, co on zrobił? Podał. Do mnie podał. Nie wstanę. I ten wzrok… ”No przecież trener krzyczał, żeby do trenera”. Nie wstanę. Zostanę szewcem. Albo drwalem. Listonoszem. Nie chcę bidonu, nie chcę premii, nie chcę wstawać. Dzień dobry, panie techniczny. Dobrze się czuję. Wszystko w porządku. Wiosna jest, trawka rośnie i uginasie. Nie wiem, co to są uginasie, ale podobno rosną na mosteczku. Pan też to widział? Widział pan to podanie? No, hahaha, bardzo śmieszne. Mogę pożyczyć tablicę? Na momencik… No, dawaj pan, przecież panu nie zjem! ”…łujcie mnie w…” Jak tu się robi ”ł”? Dlaczego tylko cyferki? Boże, co za badziew…, , Dobra, już mi lepiej. Naprawdę, wszystko jest w porządku, dawaj bidon! Grać! Lewym! Prawym! Na środek! Przesuń! Wysuń! Wyjdź! Wyjdź! Nie, cholera – na pozycję! Podaj mu! Oj, strzelaj prędzej, strzelaj!.. Jeeeeeest! Jeeeest! Jeeeest… Widziałem, wiedziałem! Chłopaki moje, moja drużyna, robaczki wy moje świętojańskie! Remis w ostatnie minucie! Zawsze w was wierzyłem. Nieważne, że ręką – sędzia nie widział, nikt nie widział, ja nie widziałem, nieważne. Remis! Punkt!, , Halo? Tak, panie prezesie, szczęśliwy. Nie no, zawsze podziwiałem przenikliwość pana prezesa, gdyby nie rady pana prezesa… Ależ nie przesadzam, zawsze staram się kierować intuicją pana prezesa… Tak, prawdziwy ósmy zmysł. Dziewiąty nawet! Że roszowałem? Tak, to był mój największy błąd. Dziękuję bardzo, przekażę chłopcom. Ukłony dla małż…, , …na drugą połowę wyszliśmy skoncentrowani i jak słusznie pan redaktor zauważył, realizowaliśmy założenia taktyczne, które nakreśliliśmy sobie w szatni. Zawsze starałem się wpajać moim zawodnikom… Taktyka przyniosła efekty… I to właśnie wzajemne zaufanie to jest podstawa naszej współpracy tu… Dziękuję państwu bardzo. Marek, daj bidon. Nie, nie ten, ten drugi. Podwójny. Zasłużyliśmy., , Andrzej Kałwa, , Poligon to rubryka Z czuba.pl w której Andrzej Kałwa pisze o polskiej ligowej rzeczywistości, która jaka jest – każdy widzi, a niektórzy nawet sądzą, że ją rozumieją.,